Marzenia o własnej działalności.

Marzenia o własnej działaności.

Jeśli przeczytacie wpis o podobnej tematyce za rok i będę szerzyć tam zupełnie inne poglądy, nie zdziwcie się i nie oburzajcie się. Czemu od razu tak się bronie, pytacie? Ponieważ na temat, na który mam zamiar się wypowiedzieć wciąż nie wiele wiem. Poprzez nowe wiadomości, nowe doświadczenia, mogę za rok kompletnie zmienić zdanie. Każdemu z nas wolno popełniać błędy, próbować nowych rzeczy, mieć swoje zdanie itd. Teraz natomiast wypowiem się zgodnie z tym co myślę na dany moment, a powiem Wam myślę o tym dość często.

Pracuje, tak pracuje. 8 godzin dziennie. od 8:00 do 16:00 albo i dłużej. Jeśli trzeba przyjeżdżam do pracy o 5:00 rano. Czy się staram? Jasne do cholery, że się staram. Jestem cholerną perfekcjonistką. Nie lubię jak ktoś mnie wyręcza, jestem Zosią samosią, mówiącą – “umiesz liczyć? Licz na siebie.” Mówię to natomiast do siebie, bo innym chętnie pomagam. Zależy mi zawsze żeby moja praca była dobrze wykonana i czasami chyba za bardzo, wieloma rzeczami się przejmuje. Uważam, że praca do natury ludzkiej należy, natomiast powinna być to praca, któa nas uszczęśliwia. Za osobę szczęśliwą w ogóle i w szczególe się uważam. Natomiast nie miałam jeszcze pracy, w której pełnie szczęścia bym odnalazła.

Często zastanawiam się więc, co by było gdybym cała tą  swoją energię wykorzystywała w pracy na własny rachunek. W sensie – w swojej firmie. Co bym mogła osiągnąć, gdybym przez te wszystkie godziny pracowała nad czymś swoim. Siedzą mi w głowie słowa: “Jeśli nie zaczniesz realizować swoich marzeń, inni zatrudnią Cię do realizacji ich marzeń”. Nie pamiętam, gdzie to przeczytałam ale to jest takie prawdziwe. Jedna z moich koleżanek, powtarza mi, że jestem straszną oportunistką, jeśli chodzi o pracę i inne aspekty życia. Zaczęło się od tego, że na egzaminie, na który nie byłam przygotowana, zaznaczałam odpowiedzi nie do końca takie same jak te dyktowane nam przez osoby z “pomocami naukowymi”. No a skończy na tym natomiast, że często ubolewam nad tym, że pracownik w Polsce jest po prostu traktowany jak pracownik, nie jak partner. Kłuje mnie to, uwiera w dupkę and so on..

 

Wiem jakie jest moje marzenie ale nie ma co się porywać z motyką na słońce. Trzeba być na pewne rzeczy  gotowym. Ja wciąż nie mam jeszcze odpowiedniej wiedzy i doświadczenia. Umiem ocenić swoje możliwości. Na razie lubię wyobrażać sobie siebie jako postać z różnego rodzaju filmów. Znacie ten popularny scenariusz: “Nieśmiała postać, po której nikt nie spodziewa się niczego złego, a tak na prawdę to NICZEGO. Nagle okazuje się szalonym naukowcem, będącym w posiadaniu maszyny zagłady, śmiejącym się złowrogo”. Tak można opisać jak czasami widzę siebie z tym, że te złe rzeczy zmieńmy proszę na dobre rzeczy. Nikomu bowiem krzywdy nie chcę wyrządzić. Wprost przeciwnie, chcę zrobić coś dobrego dla siebie ale także dla innych. Mam więc nadzieje, że pewnego dnia będę gotowa na realizację swoich planów.

Czy jest tam ktoś kto ma/myśli podobnie..? Myślę, że tak, tylko nie każdy mówi o tym głośno. 😉