Do tych z natury leniwych i nieszczęśliwych.

Do tych leniwych i nieszczęśliwych

Tak mi przykro, że masz doła i problemy…Trzeba Cię myślę pocieszyć. Może jednak nie tak to było, poczekaj, może trzeba Cię postawić na nogi? Może trzeba dać Ci wędkę zamiast rzucać rybę? Na pewno nie będzie użalania się nad Tobą, sobą, jakkolwiek. Ahh…już wiem to jest tak, że wcale nie jest mi przykro, nie jest mi Ciebie szkoda, bo Cię nie znam. Zresztą, kto wie, czy nawet Twój przyjaciel, który mówi: “Przykro mi stary”, nie mówi tego do końca szczerze. Wielce prawdopodobne jest, że myśli: “Weź się w końcu w garść i przestań marudzić”.

Duże zmiany w naszym życiu, wymagają dużego wysiłku oraz odwagi. Coś co może być bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem, niemal niemożliwym do wykonania, często jest doświadczeniem wymaganym aby osiągnąć spokój umysłu, radość…szczęście. Nie ma nic za darmo. Szczęście – zawsze powtarzam zależy tylko od nas, od naszego sposobu myślenia ale wymaga też podjęcia pewnych kroków. Jeśli jest coś co nam ciąży, musimy to naprawić, zmienić. W przeciwnym wypadku będzie cały czas z nami jak niewytarte z buta gówno, do którego z każdym krokiem będzie się przyklejać cała reszta brudu i niepotrzebnego badziewia. Najlepsze jest to, że nasz mózg przestaje rejestrować zapach, po dłuższym czasie. To znaczy,że na początku smród z buta będzie nam przeszkadzać ale po jakimś czasie do niego przywykniemy i nie będziemy czuć. Przyjmiemy za normalne, że on tam jest. W końcu wyczyszczenie buta z tego klejącego świństwa będzie trudne i nieprzyjemne. Do tego z czasem będzie co raz trudniejsze, bo cholerstwo zasycha.

Co mi konkretnie to wszystko przypomina, jest kilka fajnych przykładów, które chodzą mi po głowie. Wyobraźcie to sobie: 1. Zapłakana dziewczyna z chusteczką w ręku, która mówi: “A, a może jednak uda mi się wrócić do byłego, przecież ja nie znajde nikogo dobrego <płacz>” 2. Zsuwająca się z kanapy dziewczyna z piwem w ręce: “Nie, nie będę teraz szukać nowej pracy, nie czuje się na to gotowa, nie poradzę sobie”. 3. Mężczyzna rozmawiający w samochodzie przez telefon z kumplem: “No potrzebuje sobie dorobić ale wstawać jeszcze w weekendy, no co ja będę mieć z tego życia? Kiedy odpocznę?”. No właśnie, tak to jest. Po co się wysilać, po co kombinować. Najlepiej zostać w znanej przez siebie strefie komfortu. Po co robić coś więcej, po co wchodzić w nieznane? Najlepiej żeby wszystko przyszło do nas samo. Dlaczego tak wiele osób ma przekonanie, że nie powinno nic więcej robić, bo i tak się nie uda? A jak nie w tą to przeginają w drugą stronę czyli stwierdzają, że nie będą nic robić, ponieważ wszystko im się należy, bo tak.

Mnie aż skręca, gdy widzę taką nieporadność. Szkoda mi tego, że ludzie mają tyle nieodkrytego potencjału w sobie, tyle możliwości, a nie potrafią się zmobilizować i z siebie tego wydobyć. Gdyby natomiast już im się udało, mieliby większą satysfakcję z życia. Tylko jak z tym wszystkim ruszyć? Na pewno trzeba zacząć od zaraz! Trzeba zmieniać sposób myślenia jeszcze przed osiągnięciem swojego celu. Nie myśleć: “Będę szczęśliwy dopiero jak to się stanie”, tylko być szczęśliwym już teraz. Zmiany troszkę trwają ale zawsze będę powtarzać, że warto. Natomiast wszyscy Ci, którzy tkwią w jakimś dołku od dłuższego czasu i nie potrafią sami się z niego wydostać, uważam, że powinni po prostu pójść do specjalisty, porozmawiać o swoim problemie.

Starajmy się aby każdy nasz dzień był lepszy od następnego, bo warto.

A teraz relaks przy muzyce 😉 Click – Elderbrook – Could

Zimowe smutaski – czyli, plaga maruderów o tej porze roku.

 

new-zealand-220552_640

Zima – niezbyt lubiana przez większość pora roku. Na ulicach widać pełno osób, których twarze mówią tylko: “jest mi tak strasznie źle, tak strasznie zimno, a życie nie ma sensu”. Mijają się na ulicach i mam wrażenie jakby to był ich jakiś sposób kontaktu z resztą przedstawicieli swojego gatunku. Taki kontakt nie wymagający słów, który sprawia, że wszyscy czują się zjednoczeni w tym cierpieniu. Ktoś z owinięta szalikiem twarzą spogląda na Ciebie przelotnie na przystanku, a ty czujesz jakby mówił: “O cholera ale zimno!”. Wtedy ty telepatycznie chcesz mu przekazać: “Tak stary, też to czuję”, a później próbując się wcisnąć do autobusu wykrzyczeć reszcie pingwiniady: “Ej, ej! Nie tylko wam paluchy odmarzają!”

Zmarznięci dojeżdżają do pracy i zagadują kolegów “Ale mróz dzisiaj, masakra co nie?” albo wchodzą do domu i wzdychają “myślałem/am, że nie dojdę, nie czuje prawej stopy, uh ah ehh..”. No cóż każdy z nas to zna, aczkolwiek w tym roku myślę, że i tak nam się pofarciło. No ale obowiązki to obowiązki, trzeba trochę pomarudzić, nie ma lekko. Szczególnie jeśli chcemy godnie reprezentować swój naród, który słynie z narzekania.

Sama kilka razy łapałam się na tym, że wchodząc do kuchni w pracy w celu zaparzenia sobie kawy, gdy spotykałam jakiegoś współpracownika mówiłam: “O hejka, zimno dzisiaj co? Normalnie dramat”. Co jest ze mną nie tak! Po co ja to w ogóle powiedziałam! Zastanawiałam się nad tym potem i stwierdziłam, że większość z nas ma to zakodowane. Jest to odruch bezwarunkowy. Od małego słyszeliśmy jak rodzice wokół nas narzekają, potem słyszeliśmy to w szkole i wśród rówieśników. Jeśli byśmy wkroczyli w towarzystwo z uśmiechem na ustach, bez zbędnego “ale tragedia na dworze” to wydalibyśmy się dziwni, a nikt z nas nie chce podświadomie odstawać od reszty. Co powiecie jednak na małą rewolucje? Wiem, że zima daje niektórym w kość, ja nie lubię jej za to, że nie mogę zaoszczędzić na biletach jeżdżąc do pracy na rowerze albo płacić mniejsze rachunki, bo mam ogrzewanie na gaz i za to, że najchętniej zapadłabym w sen zimowy xD. Jednak z odpowiednim nastawieniem nawet cieplej jest jakoś tao wychodząc na zewnątrz. Mieszkam sama, a wiecie nie przelewa się (puki co ;P ) dlatego nie grzeje za bardzo i wiele osób przychodząc do mnie ubiera 10 swetrów i żąda koca. Spójrzmy jednak na plusy tej sytuacji. Po pierwsze jestem zahartowana, ani razu nie byłam chora. Po drugie wychodząc z domu nie przeżywam szoku termicznego. Po trzecie jak już wspominałam nie wydaje tak dużo na ogrzewanie. Po czwarte jeśli po porannej kawie, spiesząc się do pracy, zapomnę schować mleka do lodówki nic mu się nie stanie 🙂

Cieszmy się więc każdym dniem, niech pogoda za oknem nie psuje nam nastroju. Nie przejmujmy się, jeśli nie stać nas na ferie zimowe w Alpach, jeśli będziemy mieć pozytywne nastawienie i energie do realizowania swoich celów to na pewno się to zmieni ! 🙂 A jakie są wasze pomysły na poprawę humoru w czasie zamieci śnieżnej ?

Narodziny

orion-nebula-11107_640

Szczęście jest w każdym z nas kiedy pojawiamy się na tym świecie. Mówi się że w momencie naszych narodzin jesteśmy jak biała kartka, która czeka abyśmy ją wypełnili swoimi doświadczeniami. Ja uważam jednak, że można tam wpisać od razu pierwszy podpunkt: “Jestem szczęśliwy/a”. Lata później kiedy zapisanych kartek przybywa wielu z nas zapomina o tym pierwszym, najważniejszym podpunkcie. Co się z nami dzieje, że robimy w naszym życiu wszystko aby te szczęście osiągnąć, skoro ono było z nami od początku i w nas jest?

 

 

Nie mówię tutaj o tych bardziej płytkich odczuciach, chwilach pozornego szczęścia, które pojawiają się w momencie zdanego egzaminu, usłyszeniu komplementu czy wygraniu czegoś na loterii. Trzeba potrafić się cieszyć tymi wszystkimi, małymi rzeczami w naszym życiu ale najważniejsze jest te ogólne poczucie szczęścia i spełnienia. Chciałabym aby każdy kto czyta ten wpis mógł wykrzyczeć: “Tak jestem szczęśliwą osobą!!”

 

 

Taki jest więc mój cel. Wykrzesanie z was jak największej ilości energii, pozytywnego nastawienia, siły i motywacji do działania. Motywacji aby zmieniać się każdego dnia i każdego dnia czuć dzięki temu satysfakcje i radość. Kiedyś mnie samej tego wszystkiego brakowało. Czułam jakbym była uwięziona w ciasnym pomieszczeniu, w którym nie mogłam nawet swobodnie odetchnąć w obawie, że zabraknie mi tlenu. Było to pomieszczenie o solidnych ścianach, zbudowanych ze strachu, braku pewności siebie, uprzedzeń, obrazów przedstawiających co złego może mnie spotkać kiedy je opuszczę. Jednak, gdzieś w mojej podświadomości znajdowało się coś co z biegiem lat co raz silniej dawało o sobie znać. Nawet jeśli w moim życiu działo się coś złego, zawsze słyszałam głos, który mówił “będzie dobrze”, i tak też zawsze w końcu było.

 

Zawsze czułam, że stać mnie na więcej, że tak naprawdę jestem inna i nie chce być dalej “taka”. Przez ostatnie dwa lata cały czas nad sobą pracowałam. Teraz mam 24 lata i jestem szczęśliwa zawsze, codziennie ;). Pozytywne nastawienie do życia mnie nie opuszcza nawet na chwile. Nie narzekam, nie ma dla mnie rzeczy, której nie da się zrobić. Oczywiście skłamałabym, mówiąc że nie mam gorszych dni. Takie dni czasem się zdarzają i wciąż są rzeczy nad którymi muszę popracować ale to motywuje mnie jeszcze bardziej.

 

 

No cóż, koniec z ckliwym wstępem. Nie ma taryfy ulgowej dla nikogo. Jeśli chce się coś zmienić trzeba w sobie znaleźć przede wszystkim coś co nas do tego zainspiruje. Dla mnie głównym motorem napędowym do zmiany sposobu myślenia była silna potrzeba bycia niezależną. Co natomiast Wy chcielibyście zmienić? Jaki jest Wasz cel? Popracujmy nad tym razem !